Historia łapskiego sportu: Piotr Kretowicz – fotograf i bokser, cz. 2 [ZDJĘCIA ARCHIWALNE]

Po przeniesieniu do rezerwy, Piotr Kretowicz na krótko trafił do Hajnówki i tam szkolił bokserów w klubie Przysposobienie Wojskowe Leśników. W międzyczasie ukończył kurs przodownika boksu. Powrócił na krótko do Łap. Otrzymał niebawem ofertę z Radomia, gdzie podjął pracę w fabryce broni (produkowano między innymi pistolety visy). Reprezentował również klub Broń Radom. W wadze średniej został sklasyfikowany na 11 miejscu w Polsce.
W 1937 roku stoczył ostatnie swoje spotkanie z kapralem Wilkiem reprezentującym KS „Pociąg Pancerny” Żurawica. Ponieważ miał świadectwo ukończenia kursu bokserskiego i tytuł przodownika boksu, zajmuje się również szkoleniem pięściarzy.

Rok 1939 — wybucha wojna. Wcześniej otrzymuje powołanie na przyzakładowy kurs artylerii przeciwlotniczej. 1 września 1939 roku otrzymał kartę mobilizacyjną i został skierowany do obrony Radomia. Po tygodniu jego oddział wycofał się do Lublina, a następnie, Chełma i Włodawy. Tu nastąpiło rozbrojenie. Dotarli do Kozienic, gdzie zatrzymał ich patrol niemiecki i postanowił rozstrzelać. Niespodziewanie pojawia się nieznajoma kobieta ubrana na czarno i prosi o darowanie im życia. Gestapowiec chowa pistolet do kabury i puszcza ich wolno. Owa niewiasta powiedziała: dziękujcie chłopcy Matce Boskiej, tylko wy zostaliście ocaleni.

Zostali zaprowadzeni do dowództwa, które mieściło się w siedzibie starostwa. W kancelarii wisiało jeszcze godło państwowe oraz portret Piłsudskiego. Tłumacz wskazując na portret Marszałka powiedział, że gdyby on żył do wojny by nie doszło. Na 3 dni osadzono ich w kościele, a następnie przewieziono do koszar byłego pułku w Radomiu. Wkrótce otrzymał paczkę żywnościową od swojej żony, większość rozdał kolegom, a sobie pozostawił połowę bochenka chleba i mleko. Pewnego dnia udało mu się odłączyć od grupy. Znając teren jednostki przemknął się pomiędzy żywopłotami i schronił się w klatce schodowej. Po pewnym czasie wyszedł i podążył za oddalającym się wartownikiem. Ten raptownie odwrócił się a P. Kretowicz spokojnie poczęstował go żywnością, za co otrzymał w rewanżu „raus polnische Schweine” – wynoś się polska świnio. Na taki obrót sprawy tylko czekał, więc szybko ulotnił się. Pan Piotr w czasie swojego życia miał jeszcze wiele zdawałoby się beznadziejnych sytuacji, z których zawsze udało mu się wyjść bez uszczerbku zdrowia. Wszystko to zawdzięczał, jak o tym mówił, obrazkowi Matki Boskiej Częstochowskiej, który jeszcze w szkole powszechnej otrzymał od swojej wychowawczyni p. Kiełpszówny.

Udało mu się powrócić do Radomia. Ponownie rozpoczął pracę w tej samej fabryce, gdzie produkowali „visy” dla Niemców, ale wiele z tych pistoletów tajemniczą drogą trafiała również do oddziałów partyzanckich działających w Górach Świętokrzyskich. Za akcję dywersyjną na dworcu w Radomiu, w odwecie, Niemcy sporządzili listę kilkudziesięciu zakładników, na której znalazł się p. Piotr. Intuicja, czy przypadek, sprawił, że wraz z żoną wyjechali do Łap. Ponownie uniknął niechybnej śmierci. Tydzień po opuszczeniu przez nich Radomia Niemcy wieszają zakładników. Przez pewien czas Pan Piotr ukrywa się, imając się różnych prac, aby nie wpaść w ręce okupanta. W ten sposób dotrwał do końca wojny.

ZAPRASZAMY DO OGLĄDANIA GALERII ZDJĘĆ Z ŻYCIA PIOTRA KRETOWICZA.