Historia łapskiego sportu #8 – śladami pewnego zdjęcia aż na Syberię

W poprzednich odcinkach historii sportu w Łapach przedstawiłem bardzo znanego trenera, boksera, działacza i społecznika w Łapach Piotra Kretowicza. Intuicja sprawiła, że właśnie Pan Piotr stał się obiektem mojego pierwszego zainteresowania.

Kolejne zdjęcie, które od dłuższego czasu posiadałem, wzbudziło we mnie wiele emocji. Stało się ono moją kolejną inspiracją w drążenia historii sportu przedwojennego w Łapach.

Byłem na tyle zorientowany, że wiedziałem, iż to zdjęcie przedstawia przedwojenną drużynę siatkarek KPW Łapy. Poznałem p. Leonarda Pilchowskiego, pełniącego zapewne rolę kierownika – trenera. Odnośnie pięknych dziewcząt przypuszczalnie jedną z nich była Helena Kunigielis, przyszła żona p. Leonarda.

W rozpoznaniu wszystkich osób na tym zdjęciu pomogła mi moja ciocia Helena Piotrowska i Pani Regina Kunigielis (Łapińska). Wśród tych dziewcząt ze zdjęcia jedną z nich była p. Zofia Parol. Sądziłem, że fotografia ta ma tylko walory sportowe, ale okazało się, że stanowiła tylko tło do późniejszych tragicznych, ale też i wspaniałych losów Pani Zofii Parol.

W 1999 roku udało mi się z nią skontaktować i odwiedzić ją w Białymstoku.

Zajęcia, w których uczestniczyły młode dziewczęta, (wspominała p. Zofia) trudno było nazwać treningiem. Spotykały się po prostu na boisku w parku i grały kilka, czasami więcej setów. Wszystkie były bardzo ambitne, chciały być sprawniejsze fizycznie, co w przyszłości bardzo się przydało. Wyjeżdżały (jako drużyna KPW) na rozgrywki do Białegostoku, Wilna i Wysokiego – Mazowieckiego, brały także udział w organizowanych tam biegach. Również w Łapach (boisko w parku) podejmowały drużyny siatkówki dziewcząt należące do Kolejowego Przysposobienia Wojskowego. Zimą jeździły na łyżwach.

Pani Zofia urodziła się 1919 roku w Częstochowie. Gdy miała 4 lata umarł jej ojciec. Po wielu latach matka zapoznała kolejarza z Łap i po ślubie zamieszkała tu. W Łapach ukończyła Szkołę Powszechną a gimnazjum w Białymstoku. Była zaręczona z kawalerem z Łap, ale gdy zobaczyła p. Mieczysława Parola, który przyjechał z Brześcia jako absolwent Technikum Kolejowe na praktykę, wiedziała, że to będzie ten wymarzony. Pierwsze spotkanie miało miejsce w parku na parkiecie tzw. „ patelni”. Wkrótce zawarli związek małżeński. W 1939 roku przyszła na świat pierwsza córka Krysia.

Na wiele lat dziewczęta ze zdjęcia musiały wziąć rozbrat ze sportem, a niektóre nawet na zawsze. Rok 1939. Wojnę rozpoczęli Niemcy, od wschodu zaatakowali Rosjanie.

Mąż Pani Zofii z chwilą wybuchu wojny został zmobilizowany do wojska w Warszawie. Aby spotkać się z mężem musiała przeprawić się przez Bug w Małkini a to była sprawa bardzo trudna i ryzykowna.

Na Bugu była granica rosyjsko – niemiecka. Droga do Warszawy była więc utrudniona. Najpierw trzeba było dostać się do Zarąb Kościelnych, gdzie obmyślano sposób przejścia granicy. Gdy była zima przechodzono przez zamarzniętą rzekę. Pomiędzy Małkinią a Bugiem stały patrole rosyjski i trzeba było użyć wielu forteli, aby przejść dalej. Po drugiej stronie strzegli Niemcy. Po wielu staraniach udało się p. Zofii przejść granicę i zobaczyć się z mężem. (Następne spotkanie małżeństwa miało mieć miejsce dopiero w 1947 roku).

Sposób przejścia przez granicę opisuję na podstawie kroniki rodzinnej Eugeniusza Kosickiego i dotyczyło ono naszej mamy Janiny Kosickiej.

Po kapitulacji Pan Mieczysław wyjechał do Częstochowy i tam się ukrywał.

Już w roku 1940 Rosjanie przeprowadzali trzy wielkie operacje deportacyjne ludności polskiej. Pierwsza nich odbyła się w nocy z 9/10 lutego 1940 roku. Druga masowa deportacja miała miejsce w połowie kwietnia 1940 roku, trzecia na przełomie czerwca i lipca 1940 roku. Czwarta deportacja nastąpiła w 1941 roku w miesiącach maj – czerwiec. Wywieziono wówczas ludność ze środowisk inteligenckich, rodziny kolejarzy. Akcja odbywała się w dwóch kolejnych cyklach. W maju rozpoczęto wysiedlanie ludności z tzw. Zachodniej Ukrainy, w czerwcu z Zachodniej Białorusi. Być może ta wywózka dotknęła mocno p. Zofię. Wspominała, że transport był kilkakrotnie bombardowany przez samoloty niemieckie. Właśnie 22 czerwca 1941 roku Niemcy wypowiedziały wojnę ZSRR. W sumie deportowano ponad 85 000 osób.

Była dokładnie godzina 3.15 z rana, w czerwcu 1941roku. Do mieszkania przy ulicy Głównej wtargnęło 4 NKWD-zistów. Wystraszonej rodzinie zadali pytanie, która to jest Parolowa, następnie odczytali wyrok: 20 lat zsyłki na Sybir. Dlaczego? Po prostu mąż p. Zofii, Mieczysław był oficerem rezerwy i przed wojną skończył techniczną szkołę w Brześciu.

Na spakowanie się i zabranie niezbędnych rzeczy dano 10 minut.

Pani Parol przewidując, że mogą ją wywieść, 8 miesięczną córkę Krysię przepisała na swoją matkę.

Następnie Panią Zofię zaprowadzili na stację. Stały już tam wagony do których spędzano mieszkańców Łap i okolic. Było już dużo ludzi w różnym wieku, również dzieci. Brudne bydlęce wagony zaplombowano i do “ziemi nieludzkiej” transport ruszył o godzinie 16-tej. Nikt nie wiedział gdzie ich wiozą. Wszyscy zgadywali patrząc przez zakratowane okienko. Smród i głód potęgowały choroby. Ludzie którzy umierali wyrzucani byli z wagonów. 

Pierwszy posiłek podano w Orszy po 3 dniach podróży. Był tak “smaczny”, że nikt nie wziął go do ust. Kolejna strawa to słone śledzie, a brudną wodę podano z kolei za 2 dni.

Minęły Omsk gdzie ujrzały napis: Praszczaj Rosija, zdrawstwój Sybir (Żegnaj Rosjo, witaj Syberio). Następnie popłynęły statkiem rzeką Obem i Irtyszem. Po dwóch tygodniach dotarły do Tiumenia. Ostatecznie wysadzono ich w dzikim stepie i kazano wybudować sobie lokum – czyli ziemiankę. Zimą pracowały przy wyrębie drzewa, była to tzw. “leso-piłka”. Siła i sprawność nabyta w czasie treningów w KPW tutaj bardzo się przydała. Musiały wykonywać normę, która wynosiła ponad 4 metry kwadratowe. W przeciwnym wypadku traciły część i tak już głodowej strawy. Chociaż były to młode jeszcze dziewczęta, ta praca okazała się jednak ponad ich siły. Na znak protestu po prostu buntowały się. Przyniosło to taki efekt, że przeniesiono je na przedmieście Tobolska. Ulokowano w rodzinie nauczycielskiej, niezwykle rozpijaczonej. Mogła tutaj trochę lepiej zjeść i co nie było bez znaczenia, wynieść pod stanikiem trochę cukru czy też kromkę chleba. Pracowała także przy patroszeniu łososia – czyli wybierała kawior. Po 3 miesiącach wymarzonej, w tamtych warunkach, pracy wpadła przy osobistej kontroli, wynosiła jedzenie. Wówczas trafiła do pracy w “kirpicznom zawodzie”(cegielnia). Praca trwała po 10 godzin i była bardzo wyczerpująca. Młode, wysportowane dziewczyny, chociaż z trudem, to jednak dawały radę. Starsze osoby z wycieńczenia umierały.

Po prawie 2 latach ciężkiej zsyłki nadarzała się okazja na wielkie zmiany. Ale o tym już w II odcinku.

Na podstawie relacji Stanisława Gierałtowskiego i Ewy Parol -Wrześniewskiej opracował Stanisław Kosicki.

Zdjęcia z archiwum Ewy Parol –Wrześniewskiej, Adama Górskiego, Haliny Kamińskiej – Kosickiej, Kroniki SP nr 2 w Łapach i Stanisława Kosickiego.